czwartek, 31 stycznia 2013

Niedosłuch u dziecka

W Polsce troje dzieci na tysiąc rodzi się z niedosłuchem.Co czwarta osoba jest nosicielem genu odpowiedzialnego za niedosłuch.Jeśli dwie takie osoby się sparują, jest wówczas 25% prawdopodobieństwa, że ich dziecko urodzi się z niedosłuchem.Innymi czynnikami powodujące niedosłuch są: urazy okołoporodowe, choroby wirusowe w ciąży, antybiotyki  klasy C czy D zażywane przez kobietę w ciąży, niedosłuch w rodzinie oraz wiele innych czynników, na które nie mamy wpływu.

W Polsce, u dzieci z niedosłuchem, bada się tylko 3% genów, odpowiedzialnych za niedosłuch, najbardziej popularnych, pozostałe 97% nie są badane.

Temat istotny, więc postanowiłam go poruszyć.Może, któraś z mam jest w podobnej sytuacji i chciałaby zasięgnąć pewnych informacji ode mnie.
Moja córka ma niedosłuch.Wrodzony.Jest niewielki.Miała 2 lata i 3 miesiące, kiedy dostała aparaciki.Za późno, moim zdaniem, bo najważniejsze są pierwsze 2 lata dziecka dla kształtowania mowy.Niestety, tak zdecydowali lekarze.Szybko nadrobiła braki i dziś nikt nie wpadłby na to, że ma problem ze słuchem.Jest i będzie pod stałą kontrolą logopedy, jeszcze przez kilka lat. 

Pamiętam, jak obawialiśmy czy nie będzie ściągać aparacików.Nic podobnego.Nie chciała ich ściągnąć.Usłyszała nowe dźwięki, te, które bez aparacików nie dane było jej usłyszeć: cichy świergot ptaków, szelest liści, szum wiatru, kapanie wody, odgłos deszczu za oknem, ciche stukanie, cichy szept czy niegłośne pukanie do drzwi.
Dzięki aparatom słyszy mniej więcej na takim poziomie, jak przeciętna Kowalska z prawidłowym słuchem.

W przedszkolu, Majka nie ma najmniejszego problemu z aklimatyzowaniem się.Jest bystrą, ambitną i inteligentną dziewczynką.Recytuje pięknie wierszyki, śpiewa piosenki i świetnie dogaduje się z rówieśnikami.A aparaciki pozwalają jej odnaleźć się w hałasie i mieszaninie dźwięków.

Są dzieci, które noszą okulary z powodu wady wzroku i są dzieci, które noszą aparaty z powodu niedosłuchu.Tylko, że wada wzroku jest bardziej popularną wadą niż niedosłuch.





środa, 30 stycznia 2013

Alergia i katar. Co z tym fantem zrobić?

Od ponad tygodnia mój maluszek walczy z katarem. Temat banalny i popularny jak chleb powszedni.  
Tylko czy, na katar i brzydkie gardło, bez gorączki Wasz pediatra przepisuje dziecku antybiotyk?!

Alergię skórną pokonaliśmy dzięki naszej kochanej pediatrze. Odstawiliśmy kosmetyki z drogerii, tudzież hypoalergiczne, ale nie dla mojego Bączka. W aptece wykupiliśmy robione na zamówienie smarowidło;genialne. Konstystencja przypomina masełko kozie:). Kąpiemy w kosmetykach aptecznych, zawierających parafinę, a skórę smarujemy wspomnianym maścio-kremem..

Wracając do kataru. Kurujemy się według zaleceń. Psikanie, nebulizacje z soli fizjologicznej, odciąganie aspiratorem, jeszcze raz psikanie, maść z antybiotykiem  i tak w kółko.I co? jak katar był, tak i nadal jest, może mniejszy. Wczoraj byliśmy na kontroli.Co stwierdziła pediatra?
Gardło brzydkie-jest gorzej niż było.
Katar nadal.
Szkoda, że nie gorączkuje! przynajmniej, by pokonał infekcję.
Może przez przerośnięty trzeci migdałek, tak często "łapie" infekcje?
Maść z antybiotykiem do noska nie pomogła.Wypisujemy antybiotyk! Nie możemy dłużej przeciągać.

Krew mnie zalała! Moje dziecko na piersi, ma książkową temperaturę ciała, ma apetyt - czyli ból gardła mu nie doskwiera, ładnie śpi, nie marudzi wręcz przeciwnie-energia go rozpiera!
Tylko ten katar...
W lutym idziemy do laryngologa w sprawie tego trzeciego migdałka. Być może, to jest winowajca wszystkiego!

Generalnie infekcja kataralna u dzieci może trwać do dwóch tygodni, więc poczekam do jutra.

Tak sobie myślę, gdzie mógł złapać infekcję? Może w przedszkolu Majki? Gdziekolwiek. A może ten katar ma podłoże alergiczne. Myślę, że jedno i drugie.

Niestety dzieci alergiczne, jak moje, mają większą skłonność do przeziębień i dłużej je przechodzą niż dzieciaczki, które alergikami nie są.

Dookoła szaleją różnorakie wirusy, a moja Majka, póki co, trzyma się zdrowo już drugi miesiąc! I chyba wiem dlaczego:))



poniedziałek, 28 stycznia 2013

EKOnomiczne bodziaki niemowlęce.Testowanie zakończone i rozdawajka u Mamyjagi!

Testowanie przedłużaczy do body niemowlęcego zakończone!
Chciałabym, w związku z tym podzielić się moimi obserwacjami, co do tego typu, moim zdaniem, fajnego "wynalazku":)
W jednym z moich wpisów wspomniałam, że otrzymałam od Natalii właścicielki bloga http://ekoubranka.blogspot.com, paczuszkę z przedłużaczami do body, różnych rozmiarów, materiałów i kolorów do przetestowania.


Są ekonomiczne pod każdym względem: czasu i pieniędzy.
Jak i dlaczego? O tym poniżej:)

Pewnego dnia.
Zakupiłam body dla synka w rozmiarze nieco, zawyżonym 9-12M.W 100% pewna, że będzie w sam raz wzdłuż i wszerz.Ubieram, a tu niespodzianka! Nie zapnę! za krótkie ! Albo wyrósł, albo body skurczyło się praniu.To pierwsze jest bardziej prawdopodobne.Rękawy idealne na długość.W paszkach luz.No, może naciągnę...Nie, nie będę naciągać, wszakże synek musi mieć luz po pieluszką, chłopak przecież!

Rozbieram Malca. Zakładam kolejne body, które może będzie pasować..-
Tak byłoby, gdyby nie przedłużki wspomniane.


Teraz, nie martwię się tym.Dopinam przedłużacz, który ma około 8 cm do bodziaka i przez dłuższy czas ubranko powinno mu jeszcze posłużyć.


Tym bardziej, że długi rękawek bodziaka jest idealny  na długość.W paszkach jest wystarczająco miejsca.
W kroczku, bez przedłużacza, nie dopięłabym, a nowe body wylądowałoby w pudle zatytułowanym "ubranka za małe".
Takich body mam sporo, dlatego, że mój synek jest dużym chłopcem, jak na swój wiek. Ma 8 miesięcy, a nosi ubranka 12-18M.

Skorzystałam również z 14 centymetrowych przedłużaczy, które są, według mnie, odrobinę za długie.Wówczas po bokach widać gołe ciałko maluszka, bo body podnosi się w górę. 
Jeżeli maluszek ma spodenki lub rajstopki z wysokim stanem to nie powinno to przeszkadzać.

U nas sprawdziły się przedłużacze na dwa zatrzaski. Dlatego, że część zakupionych przez mnie bodziaków ma dwa, a nie trzy zatrzaski.



Przedłużacze prałam ręcznie lub, gdy nie zostały odpięte od body zostały wyprane w pralce w 40 stopniach.Przyznam, pralkowe pranie zniosły dobrze.

Na blogu Natalii jest wspomniane, że korzysta z zatrzasków bezniklowych 9 mm - najpopularniejszych na naszym rynku.
Niestety, do jednego z body firmy GAP, przedłużacza nie dopięłam - zatrzaski nie pasowały do siebie.Ale to wyjątek.

Podsumuwując,przedłużki sprawdziły się i sprawdzają się genialnie! 
Przy dzieciach, które nam rosną jak na drożdżach, pewnego dnia odkrywamy, że bodziak się nie dopina, to taka przedłużka pod ręką jest jak znalazł!
Materiał,  z którego są wykonane jest miękki i miły w dotyku.

Przedłużacze, według informacji z blogu Natalii:
1.Wykonane są z  materiału w 100% z bawełny od zagranicznego producenta, który posiada certyfikaty:Tekstylia godne zaufania zbadane na substancje szkodliwe według normy Oeko-Tex 100.
2.Pasują do body w każdym rozmiarze (od 50 do 134) takich firm jak: 5 - 10 -15, Carter's, Coccodrillo, Disney, F&F, H&M, Mothercare, Reserved, Smyk i wielu, wielu innych.
3.Można z nich korzystać z od pierwszego dnia narodzin dziecka.
4.Są bezpieczne.Używane są bezniklowe zatrzaski, które są nabijane za pomocą specjalnej napownicy pneumatycznej. Ponadto, pomiędzy dzianinę wszywany jest materiał zabezpieczający przed wypadnięciem zatrzasków.
5.Uniwersalne, najpopularniejsze na rynku zatrzaski 9 mm.
Można je kupić TU, lub wygrać u mnie na blogu:)
Mam do rozdania 2 zestawy przedłużek!



Jakie są zasady udziału w konkursie?

1.Należy odpowiedzieć na pytanie:) 
-Co, według Ciebie, oznacza być ekonomicznym? :) lub
-Co oznacza "żyć ekonomicznie" czyli jak żyć ekonomicznie:)
Pytania do wyboru!
Najciekawsze dwie,według mnie, wypowiedzi nagrodzę paczuszką z przedłużkami!
Jeżeli nie dla swojego maleństwa, to na prezent będą idealne!
Odpowiedzi proszę wpisywać w komentarzu, podając swój adres e-mail.
Anonimów proszę dodatkowo o podpisanie się imieniem lub nickiem. 
2. Umieścić banerek informujący o rozdawajce u siebie na blogu.
3.Nie obligatoryjne, ale byłoby mi miło, jak dodasz siebie do grona obserwatorów mojego bloga.
4. Rozdawajka trwa do dnia 10 lutego włącznie.
5.Wyniki zostaną ogłoszone do 2 dni od zakończenia rozdawajki.
6.Laureaci zostaną powiadomieni e-mailem w ciągu 2 dni od zakończenia rozdawajki.
7.Wysyłka na terenie Polski.


Zachęcam do wzięcia udziału!
ps.  Dopisałam jeszcze jedno pytanie zbliżone do pierwszego:
       Co oznacza "żyć ekonomicznie"/jak żyć ekonomicznie? dla ułatwienia:)
       Pytania do wyboru.

            Szanse są równe, nieważne, na które pytanie odpowiadacie.











piątek, 25 stycznia 2013

Rozmówki córki

Wieczorem.
-Tato włącz mi bajkę u ciebie na komputerze.
-Jaką chcesz?
-Taką, w której  jest najwięcej różowego!
I masz ci babko placek, znajdź taką bajkę!He, he dobrze,że nie padło na mnie. Pewnie kolejny raz świnka Peppa byłaby na ekranie:)


Wracamy samochodem z przedszkola.
-Mamo, ja chcę taką dużą choinkę w swoim ogródku, jak przed tym domem!
-Maju, żeby mieć taką swoją, własną choinkę, to musielibyśmy mieszkać w takim domu, nie w bloku
-To kupmy sobie taki dom
-Maju, trzeba bardzo dużo pieniążków, żeby kupić taki dom
-To ja powiem Tacie, żeby ciągle pracował (dobrze, że oszczędziła mamę!:)) i przynosił te pieniądze, aż będziemy mieć ich tak dużo, że kupimy taki dom!

Ciekawe, co Tata na to?

-Mamo, kiedy pójdę do szkoły?
-Jak jeszcze trochę urośniesz, niedługo...
-Ale mnie męczy to rośnienie.Ja chcę już teraz iść.

Nie ma to jak słowotwórstwo u dzieci:)

 W domu.
-Mamo, ja chciałam dziś wycinać nożyczkami w przedszkolu..
-To mów cioci o tym co byś chciała
-Mówiłam, jeden zero osiem siedem razy...
-Aż tyle razy?i?
-Ciocia w ogóle mnie nie słuchała...

1087?To jej ulubione powiedzenie ostatnio.Zawsze jest co najmniej cztery cyfry jak nie więcej.
Zanim zorientuje się, że to: tysiąc...itd.O,ho, ho kiedy to będzie???
Jak narazie radzi sobie w inny sposób;)








-

środa, 23 stycznia 2013

E, co za numer..


Na tropie literki E.
Jestem maniaczką czytania etykiet na produktach, jak co niektóre z Was wiedzą:) Pisałam o tym parę razy.Od kiedy mi się to zaczęło? Od  czasu jak zaszłam w pierwszą ciążę.Zaczęłam zwracać większą uwagę na zdrowe odżywianie.I tak mi zostało.Nie jestem wielką wielbicielką sklepów ze zdrową żywnością, ale staram się rozsądnie wybierać produkty ze sklepowych półek.Odkładam te, które zawierają te niedobre E, w swoim składzie.

Źródło

Dzisiaj przytoczę treść z  z ubiegłorocznego "Zwierciadła", który ostatnio wpadł w moje ręce i "doczytałam" jego zawartość.
Niezależnie jak smaczne jest to, co chcemy kupić, warto wcześniej sprawdzić, jakie ma w sobie konserwanty i czy przypadkiem nie szkodzi.
Najbardziej niebezpieczny i najgorszy jest kwas mrówkowy E-236.Można go znaleźć w gumożelkach, serze podpuszczkowym czy w  soku z kartonu.Co prawda zapobiega rozwojowi grzybów i pleśni w produktach, ale rujnuje organizm.Może spowodować pogorszenie widzenia , niewydolność nerek czy rozpad czerwonych krwinek.
Na listę wciągamy sole kwasu mrówkowego E-237 i 238.
Zwracajmy uwagę na paczkowane wędliny i mięsa.
Jeśli na opakowaniu pojawi się E-251 czyli azotan sodowy odstawiam na półkę bez skrupułów.Co prawda azotan sodowy czyli saletra zapobiega psuciu się mięsa to jednak łączy się z białkami soku żołądkowego i tworzy rakotwórcze niztrozoaminy.Podobnym związkiem jest E-250.
Najpopularniejszym  środkiem konserwującym jest kwas benzoesowy E-210. Świetnie chroni przed bakteriami i grzybami  warzywa i owoce, tłuszcze i majonezy.Ma jednak wady.Silnie podrażnia błonę śluzową żołądka.To jemu możemy zawdzięczać chorobę wrzodową, a nawet zmiany nowotworowe w przewodzie pokarmowym.Zjedzony w dużych ilościach stawia organizm w stan prawdziwego alarmu.Bóle głowy, wymioty,alergie; to niektóre objawy.Podobne działanie mają E-211,212,213.Z umiarem powinniśmy sięgać po produkty zawierające nizynę. Związek ten świetnie zabezpieczy przed przedwczesnym zepsuciem serek topiony albo dojrzewający.Tego pierwszego nigdy nie wkładam do koszyka.Trzeba wiedzieć, że E-234 czyli związek zawierający nizynę to antybiotyk.
Co możemy znaleźć w dżemach, suszonych owocach albo frytkach z supermarketu?Bezwodnik kwasu siarkowego - jego pochodne E-220,221,222,223,224,228.Często występuje w winach.Może spowodować poważne kłopoty jelitowe. 
I jeszcze jeden związek E-621 czyli glutamian sodu - wzmacniacz smaku. Składnik  gotowych zestawów przypraw i kostek bulionowych.Może występować pod innymi nazwami jak: ekstrakt z drożdży, autolizowane drożdże, teksturowe proteiny, kazeinioan sodu, hydrolizowana kukurydza czy kwas glutaminowy.
Liczne badania wskazują na to, iż jest on sprawcą silnych bóli głowy, dolegliwości żołądkowo-jelitowych (syndrom chińskiej restauracji), stanów depresyjnych, uzależnia jak narkotyk, niebezpieczny dla alergików - u astmatyków duże jego spożycie może spowodować paraliż układu oddechowego oraz powoduje szybkie przybieranie na wadze.

Na koniec pozytywna informacja! Jakże mogłoby być inaczej:)

Nie wszystkie konserwanty niszczą zdrowie.Jest grupa tych, które mają dobroczynnie działanie, bo chronią żywność, a w ludzkim organiźmie zachowują się kompletnie obojętnie. 

Na przykład w chlebach i serze Ementaler znajdziemy E-280, 281,282, czyli kwas propionowy, całkowicie wydalany z organizmu w nie zmienionej postaci.Podobnie przedstawi się sytuacja z kwasem sorbowym (zauważyłam, że dodaje się go do syropów dla dzieci lub witamin w syropie) E-200, który znajdziemy w puszce rybnej lub marynowanych grzybkach.Dla nas całkowicie bezpieczny, a hamuje rozwój grzybów w tych produktach.

Nie obawiamy się również pochodnych kwasu benzoesowego E- 214,215,216 i 217.
Podobnie rzecz ma się z kwasem cytrynowym E-330 obecnym na przykład w dżemach, jako regulator kwasowości i wzmacniacz struktury żelu.Kwas cytrynowy, wbrew wielu opiniom, działającym niesłusznie na jego niekorzyść, jest jednym z najbardziej bezpiecznym dodatkiem do żywności.Jest składnikiem każdego żywego organizmu i pełni ważną rolę w metaboliźmie.Podwyższa aktywność wielu antyutleniaczy.Duże ilości kwasu cytrynowego znajdują się w owocach cytrusowych, kiwi i truskawkach.

Zwracam uwagę też, co moje dziecko je w domu.Z kolei, dyrektor przedszkola, gdzie uczęszcza moja córka, zdecydował na niedawnym zebraniu rodziców,że parówek nie będzie w menu przedszkolaków.Po przeczytaniu etykiet wszystkich dostępnych parówek, nie znalazł takich, które byłyby bezpieczne dla małych dzieci!
Wprowadzane do menu są za to pasty jajeczne, rybne, kasza jaglana, kukurydziana i wiele innych zdrowych, niekoniecznie drogich produktów.
Za to go uwielbiam :)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Jaka jest rola Babci i Dziadka...?

Babcia i Dziadek są od rozpieszczania wnucząt, a nie od ich.. wychowywania.

Źródło

Dzisiaj do telewizji śniadaniowej zostały zaproszone słynne i znane w mediach babcie, w tym Beata Tyszkiewicz.

Na pytania, w stylu: do czego babciom potrzebne są wnuki i jaka jest rola babć? Beata Tyszkiewicz odpowiedziała, że często babcie są wykorzystywane do...wychowywania dzieci swoich dzieci.Gdyby nie one (babcie, nie umniejszając roli dziadków),to Polska by stanęła.Dzięki babciom czy dziadkom, mamy mogą iść do pracy.

Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem.Często dzieje się tak, że to babcia wychowuje swoją wnuczkę czy wnuka.A rodzice wychodzą do pracy na cały boży dzień.

Gdy babcia lub dziadek są do dyspozycji to oddajemy pod opiekę swoją pociechę.I nie ma w tym nic niedobrego, wręcz przeciwnie.Wszystko jest dobrze, gdy to robimy nie za często, nie codziennie.

Wracamy do pracy.W związku z tym, często jest tak, że młode mamy zostawiają pod opiekę dziadkom kilkumiesięczne niemowlę do czasu, kiedy pociecha będzie gotowa na pójście do przedszkola.Czy jest to w porządku?

Tak sobie myślę, że opieka nad małym dzieckiem jest przecież sporym obciążeniem dla osoby starszej.A dziadkowie nie potrafią odmówić swoim dzieciom.

My młode matki niekiedy po całym dniu przebywania z maleństwem czujemy się wyczerpane psychicznie, nie mówiąc o braku własnego czasu dla siebie.A co dopiero starsze osoby?

Tu wyjątkiem oczywiście są dziadkowie, którzy wręcz domagają się ciągłego kontaktu ze swoimi wnuczętami, bo zdrowie im służy, są pełni energii, wigoru, a opieka nad małymi dziećmi odejmuje im lat.

Wypowiedź p. Beaty, myślę, że skłania do refleksji.Ja wiem z kolei, że nigdy nie obarczyłabym swojej mamy czy teściów obowiązkiem przebywania z moim dzieckiem przez rok czy dwa z wielu powodów.Różnie bywa.Natomiast korzystałam z ich pomocy doraźnie; na przykład, kiedy córka była chora, a ja niestety musiałam pracować.W takich przypadkach i innych byli i są dla mnie nieocenioną pomocą i chwała im za to!



Dzień Babci i Dzień Dziadka

Dzień Babci i Dzień Dziadka był już obchodzony w ubiegłym tygodniu, w przedszkolu mojej córki.
Majka i  jej najlepsza  koleżanka z grupy dostały swoją rolę czyli wierszyk.Niestety koleżanka się rozchorowała, więc...Maja musiała rolę powiedzieć sama przed publicznością babć, dziadków, tudzież mam i tatusiów kamerujących swoje dzieci.
Wcale się tym nie przejęła i jak na przedszkolaka przystało wyrecytowała głośno i wyraźnie to co się nauczyła:

Babciu, babciu coś Ci dam
Jedno serce, które mam
A w tym sercu róży kwiat,
Babciu, babciu żyj sto lat!

Maja - w granatowej sukience
Babcia i dziadek Mai obecni na sali, byli dumni z wnuczki, tak jak i mama, która pstrykała zdjęcia, a dziadek kamerował.Druga babcia, a moja mama, nie mogła przyjechać, a baaardzo by chciała, to wiem.
Maja bardzo tęskni za Tobą, przyjedź do nas jak najszybciej tylko będziesz mogła!
Po przedstawieniu była zabawa, tańce i przyjęcie plus upominki dla dziadków, własnoręcznie robione przez dzieci.

sobota, 19 stycznia 2013

Żłobek nie musi być tak zły jak go malują

Wczoraj zapisałam moje młodsze dziecię do żłobka prywatnego.Niestety w promieniu 10-15 km nie mamy sensownego publicznego żłobka.
Będzie miał rok jak rozpocznie edukację żłobkową, czyli za około 4 miesiące.Tak myślę.
Nie ukrywam, że wolałabym posiedzieć z małym bąkiem jak najdłużej.Jakby nie było, najlepiej jest i byłoby mu z mamą.
Z drugiej strony, jak czytałam w internecie, są dzieci, te młodsze, które potrzebują interakcji z rówieśnikami lub innymi małymi dziećmi.I tak ma mój chłopczyk.Uwielbia inne dzieci.Może wynika to  z faktu, iż od urodzenia ma obok siebie siostrzyczkę.Może zatem nie będzie mu tak źle w żłobku.Nie lubi z kolei, gdy nieznajoma ciocia lub wujek mają go wziąć na ręce.Potrzebuje trochę czasu, żeby się oswoić.Majeczka  wręcz garnęła do obcych, jak była w wieku Huberta.Potem się jej to zmieniło.
Ucieszyło mnie to, iż przed rozpoczęciem tzw."chodzenia" do żłobka, jest tygodniowy okres adaptacji.Mama przychodzi na godzinkę-dwie ze swoim dzieciątkiem do placówki i będąc obok, obserwuje jak się maluszek aklimatyzuje.
Jest to też dobry moment, aby zobaczyć choć po części jak funkcjomuje  taki żłobek i dla dziecka, aby się oswoiło z nowym otoczeniem.
Żłobek, na pierwszy rzut oka, jest z prawdziwego zdarzenia tzn. panie-opiekunki  z wykształceniem pedagogicznym i psychologicznym, mające już własne dzieci, jest ogromy plac zabaw z ogrodem na tym samym terenie co placówka, dużo zabawek, oddzielne miejsce do spania dla dzieciaczków i wiele innych atrakcji.
Jedna opiekunka przypada na troje dzieci.
Jest sporo miejsca na zabawę i czas do przeznaczony na odpoczynek.
Suma summarum, dla mnie najważniejsze jest to, aby opiekunki zajmowały się dobrze dziećmi.
Jedną z opiekunek, jest przesympatyczna właścicielka przedszkola.Sama ma trójkę dzieci, które to najmłodsze ma pięć lat.
Co więcej, matka, odbierając swoje dziecko otrzymuje na kartce spisany dokładnie dzień: ile i co dziecko zjadło, jak długo spało, czy zrobiło kupkę, było marudne, wesołe i inne ważne rzeczy, które zadziały się w ciągu dnia.

Źródło

Wiele czytałam na temat tego, czy żłobek jest, aż tak najgorszym rozwiązaniem dla matek, które muszą wrócić do pracy.Zdania sa podzielone.
Wiele zależy od tego, jaki jest ten żłobek, od opiekunek - czy chętnie zajmują się swoimi podopiecznymi i w jaki sposób to robią, czy w żłobku jest telewizor-a słyszałam o takich przypadkach.
Pewne fakty mogę stwierdzić na przykładzie mojej córki, która uczęszczała do żłobka.
Dzieci żłobkowe częściej chorują.
Lepiej za to zanoszą rozstania z rodzicami.Przeżywają przez to mniej stresu.Procentuje to przy oddawaniu ich do przedszkola.
Dzieci żłobkowe zostają chętniej w przedszkolu, niż dzieci, które idą tam po raz pierwszy.Nie stwarzają w przedszkolu problemów charakterystycznych dla dzieci, które mają po raz pierwszy kontakt z większą grupa rówieśników i bez mamy obok.
Idąc tym tropem, według psychologów amerykańskich, brytyjskich i szwedzkich: "dzieci żłobkowe szybciej asymilują się w środowisku przedszkolnym i ich zdolności społeczne są lepiej rozwinięte, od tych, które do trzeciego roku życia siedzą w domu  z nianią, babcią czy mamą".
Z tym ostatnim stwierdzeniem ww. psychologów nie do końca się zgodzę.
Moja córka  bez problemu poszła do przedszkola i  od razu odnalazła się w grupie, a jest dziewczynką z dystansem  i to ją mogło trochę blokować do nawiązania bliższego kontaktu z rówieśnikami.Teraz, jak widzę, zmienia się to u niej. Jest bardziej odważna i społeczna.
Myślę sobie, że wszystko zależy od charakteru dziecka.Jedno jest bardziej zamknięte, drugie otwarte i bardziej towarzyskie.I te cechy, według mnie, pozwalają maluszkowi na lepszą, bądź nieco gorszą aklimatyzację w przedszkolu.
Osobiście, uważam, że do co najmniej 2 roku życia dzieciątko powinno być w domu z mamą, jeśli jest to możliwe.Ja, żałuję, że nie mogłam być z córką w domu i nie mogę teraz być dłużej z małym i oddaję go do żłobka, co prawda tylko na kilka godzin.Tłumaczę sobie, że i może synek na tym zyska, skoro bardzo lubi  inne dzieci i  w grupie czuje się jak ryba w wodzie, a mamy przez dłuższy czas nie musi być w zasięgu pola widzenia.
Takie są moje obserwacje, a jak to będzie w praktyce, to się okaże.Nie chciałabym jednak, aby mnie ominęły tak ważne wydarzenia jak pierwsze słowa, kolejny ząbek czy pierwsze kroki jakie postawi.









czwartek, 17 stycznia 2013

W sklepie i nie tylko...

Źródło
  Wieczorne, szybkie zakupy, przy okazji.Wpadłam do sklepu, bach, chwyciłam to co chciałam i szybko do kasy. A tam dwa sznureczki.Zrobiłam szybki rekonesans, która kolejka krótsza.Ustawiłam się za Panem. Nazwę go za moment Pan Miły. Dlaczego? 

-Proszę - zrobił szeroki, szarmancki gest ręką.Mam stanąć przed nim. Jak miło!
Nie wyglądałam bynajmniej jakbym była w ciąży.Oczywiście nie.
Chyba zobaczył mój pytajnik w oczach.
- Nie spieszy mi się, mogę zaczekać - wyjaśnił Miły Pan.
- A mi się trochę spieszy.Dobrze się zatem złożyło:)-odpowiedziałam mu.
-Może kiedyś się spotkamy i będzie odwrotna sytuacja? - zagadnął.
I tak wymieniliśmy kilka zdań.Kolejka ślamazarnie się poruszała.
-O, idzie następna kasjerka - powiedział.Ruszył z miejsca.
-Idzie Pani?!- krzyczy z trzeciej kasy.Zająłem pani miejsce.No to się przepchałam.
Gość zajął mi miejsce przy kasie, która "ruszyła".Zanim ludzie zorientowali się, on tam był jako pierwszy:)

Napisałam o tym, ponieważ pierwszy raz zdarzyło mi się, że ktoś, ni stąd, ni  zowąd, przepuścił mnie w kolejce.Zazwyczaj jest odwrotnie.Kto pierwszy, ten lepszy.Każdy się spieszy.A tu, jak miło.Pan się nie spieszy i przepuszcza w kolejce kulturalnie Panią.
Błagam o więcej takich sytuacji.
Pamiętam, jak będąc w ósmym miesiącu ciąży robiłam zakupy w znanym, babskim sklepie.Podeszłam do kasy, przy której kolejka była długa i do której nie myślałam się dołączyć.Widać było, że jestem ciężarówką.Miałam okazały brzuszek.Zresztą powiedziałam, że jestem w ciąży i poprosiłam o pierwszeństwo.Z wielkim oh, ach przepuściła mnie w kolejce młoda kobieta!Akurat kasjerka szybko zareagowała.

Ostatnio w tym sklepie, zauważyłam w miarę widoczną tabliczkę za plecami kasjerów z napisem: Kobiety w ciąży mają pierwszeństwo.Dziesięć miesięcy temu jeszcze jej nie było.Tę samą tabliczkę zobaczyłam też w jednym z największych sklepów dla dzieci.
Mogę przytaczać całe mnóstwo takich i podobnych sytuacji, które niestety przytrafiły mi się będąc w ciąży.Może kiedyś napiszę o jednej szczególnie niefajnej.Dla przestrogi.Tylko dlatego.
Z moich doświadczeń wynika, że to mężczyźni lub kobiety mające własne dzieci są bardziej skłonni ustąpić miejsca ciężarnym.

Poza tym, myślę sobie,że nie ma co się zastanawiać i trzeba prosić zwyczajnie o ustąpienie miejsca.Tak zaczęłam robić od pewnego momentu, bo niektórzy nie wiedzą: czy jesteś w ciąży czy po prostu jesteś gruba.I żeby nie urazić, przez przypadek, nie reagują.





wtorek, 15 stycznia 2013

Jak oni się kochają!



                                                                  
Mowa oczywiście o moich dzieciach. Córka po powrocie z przedszkola, koniecznie musi brata uściskać, pocałować kilka razy, porozmawiać z nim. Nie wiem, jak oni to robią, ale już bawią się razem i całkiem dobrze im to wychodzi.
Brat się śmieje w głos, podczas, gdy siostra mówi do niego..cokolwiek.
Jest uwrażliwiony na jej głos, tonację czy sposób mówienia. Gdy siostra płacze, brat płacze też. Siostra mówi, śpiewa, a brat próbuje sklecić jakieś zdanie typu:aaaaaaa, dzieee, jajajaja, lalala, rrrrr i inne tego typu odgłosy lub się zwyczajnie uśmiecha.
Czasem wyrywa jej kredki z ręki, bo on, ba, też chce malować:) Naśladuje ją jak tylko można.
Czasem sobie myślę, jak to się stało, że tak polubili się nawzajem. Dlaczego niby to miałoby być inaczej? bo od wielu rodziców, w pracy, na podwórku, znajomych czy od rodziny słyszałam tego typu dobre rady:
Uważaj, jak się urodzi i później...
Ja to moich dzieci, nawet jak już podrosły, nie spuszczałam z oka, jeszcze by zrobił jej krzywdę.Wiesz, jest trochę zazdrosny..
Zobaczysz, na początku, przez co najmniej 2 lata, zanim ta granica wieku się nie zatrze, to nie będziesz miała lekko, musisz uważać na małego...
Majka może będzie zazdrosna, bo do tej pory to ona była w centrum uwagi..

I inne straszące mnie komentarze - dobre-rady.
Myślę, że jest tak, jak jest, ponieważ, nie dałam odczuć Majce, że synek jest najważniejszy, a ona mniej. W prosty sposób. Większość wolnych chwil wykorzystywałam, aby z nią pobyć, pobawić się, poczytać, zaangażować w kwestie pielęgnacyjne braciszka, w obowiązki domowe. Dziecko czuje się wówczas potrzebne i chętnie pomaga.

Ciekawa jestem, kiedy i czy im się choć trochę zmieni? Kiedy nastąpi, z prawdziwego zdarzenia, pierwsza kłótnia?
Nie chcę wiedzieć. Jest dobrze jak teraz:)


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Małe rzeczy a cieszą

Jestem osobą, która cieszy się drobnostkami, bo przecież, życie nasze składa się z małych rzeczy i drobnostek, które tworzą całość.

Chcemy się pochwalić. Pierwszy ząbek u Hubcia jest  już od blisko dwóch tygodni. Przez tydzień Hubcio miał przebite dziąsełko, a później pojawił się ząbek. Z chwilą pojawienia się ząbolka lepiej sypia, nie wkłada już rączek do buzi tak często jak wcześniej.

Od wczoraj raczkuje "na całego":) Od około tygodnia przymierzał się do raczkowania. Udawało mu się przebyć nie dłuższą drogę niż 2 metry. A wczoraj pewnym "raczkiem" przebył wzdłuż i wszerz pokój. Patrzyliśmy na niego dumni, niczym pawie:)

Od około miesiąca sam wstaje na stópkach, trzymając się a to sofy, ściany, łóżka, szafki, stołu, krzesła, mamy, taty, a to okna balkonowego i co popadnie.
Po prostu stoi sobie, rozgląda się i ..więcej do szczęścia mu nie potrzeba.Banan na buzi.


Mama non stop pilnuje, żeby nie zrobił sobie krzywdy.
Mąż stwierdził, żartując oczywiście, że powinny być produkowane specjalne, chroniące główkę, kaski dla niemowląt:)

Wolałabym, żeby najpierw nauczył się dobrze raczkować, a potem niech próbuje się pionizować.




Mało tego, jego ulubioną zabawą było (już nie jest, bo doniczka została zabezpieczona) wyjmowanie ziemi z doniczki naszego dużego fikusa. Zabawa była przednia, a mama biegała kilka razy dziennie z szufelką i zmiotką.

Zaczyna rozumieć stwierdzenie: nie wolno.Przynajmniej mi się tak wydaje lub chce mi się tak wydawać:)

Synek siedzi stabilnie, odkąd pierwszy raz usiadł sobie sam i siedział tak przez chwilę.


Dostałam przesyłkę od Natalii z przedłużaczami do bodziaków, wykonanymi z różnorakich materiałów o różnych wzorach i kolorach. Będziemy testować przez tydzień lub dwa.
Zestaw przedłużaczy, jak przewiduję, będzie również do wygrania na moim blogu!
O przedłużaczach do body oddzielny wpis będzie wkrótce:)





Versatile Blogger Award i czego o mnie nie wiecie?

Otrzymałam zaproszenie po otrzymanie wyróżnienia Versatile Blogger Award   i jednocześnie do zabawy od Mamiczki , Mamuśki_Patuśki i AguQ. Bardzo dziękuję:)

Szczegółowe zasady zabawy/wyróżnienia są następujące:
Każdy nominowany blogger powinien
  • podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
  •  nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
  •  poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów
 Czego zatem o mnie nie wiecie?:)

1.Jestem "smakoszką" wód mineralnych.Potrafię z zamkniętymi oczami rozróżnić i podać nazwy kilka z nich.
2.Mam bzika na punkcie apaszek, chust i szali.Mam ich całe mnóstwo.Po wejściu do sklepu kieruje się w stronę, gdzie one się znajdują. Nieważne, że moim celem zakupowym miały być spodnie, ze sklepu wychodzę z nową chustą czy szalem:)
3.Uwielbiam słuchać języka francuskiego.Aby nauczyć się go biegle, wyjechałam do Francji.Rzuciłam pracę i wyjechałam tydzień po obronie pracy mgr. Dobrych kilka lat temu.
4.Jeżdżę na myjnię samochodową.Oddaję samochód do mycia.Auto się myje, a ja mam godzinę na przeczytanie wszystkich kolorowych gazet. Na myjni i u fryzjera nadrabiam zaległości- z czytania babskich gazet, bo w domu nie ma szans.
5.Nie toleruję dymu papierosowego i  nałogowych palaczy.Nie pozwoliłabym nikomu w mojej obecności czy w domu zapalić papierosa. Tak mam.
6.Mam manię czytania etykiet na każdym nowym produkcie  wziętym do ręki ze sklepowej półki. Gdy jest napisane E i w dalszej kolejności cyfry.Odkładam.
7.Kocham ruch na świeżym powietrzu; góry, piesze wycieczki górskie,spacery, jazdę na nartach i pływanie.

Zapraszam właścicielki następujących blogów do zabawy:

http://mamawdomu.blogspot.com
http://zuzia-i-zosia.blogspot.com
http://herbata-ze-szklanki.blogspot.com
http://mine-inside-out.blogspot.com
http://ekoubranka.blogspot.com
http://porady-mamy.pl
http://kiddie-and-more.blogspot.com
http://hafija-background.blogspot.com
http://potworywozkowe.blogspot.com
http://bajanama.blogspot.com
http://oczekujac.blogspot.com
http://mojamalabee.blogspot.com
http://kreatywnymokiem.blogspot.com
http://pannamiijejzabawki.blogspot.com
http://carryikurkuma.blogspot.com 

ps. wpis z 11 stycznia raz jeszcze się dziś pojawił, bo niestety "wkradł" mi się jakiś złośliwy chochlik do laptopa.Niestety nie złapałam Waszych komentarzy.
Dodałam Mamuskę_Patuśki i AguQ, które nominowały mnie również do Versatile Blogger Award.

niedziela, 13 stycznia 2013

Kim jest Agata Długokęcka?

Nie napiszę tylko, że jest jedną z nas, najzwyklejszą, fajną kobietą, żoną, matką  dwójki dzieci.Jest również, w moim mniemaniu, twardą, mającą siłę walki i przetrwania 27-letnią kobietą, dźwigającą brzemię okrutnej i przewlekłej choroby jaką jest stwardnienie rozsiane (kliknij).Choroba przewlekła, która  atakuje układ nerwowy.

Muszę o tym napisać. Ponieważ wciąż mam ją przed oczami. Kilka dni temu, został przeprowadzony wywiad z nią i jej mężem w telewizji śniadaniowej.
Wywiad, który słuchałam ze "świeczkami" w oczach. 
Z trudem zajmuje się dwójką dzieci: 1,5 rocznym synkiem i 5-miesięczną Asią, podczas gdy, jej mąż pracuje.Opowiada, że trudno jej przejść z pokoju do pokoju, dokręcić butelkę z mlekiem dla córci, zatacza się, nogi odmawiają posłuszeństwa, wiekszość dnia spędza na wózku inwalidzkim.Dobrze,że ma pomoc rodziców.Nie wie, co by bez nich zrobiła.

Jej choroba postępuje  niezwykle szybko.Mówi jednak o tym z pogodnym wyrazem twarzy.Widać, że ma wielka wolę i chęć życia. Daje jej to rodzina, zwłaszcza dzieci.Mąż ogromnie ją wspiera i kocha.Co można przeczytać na jej blogu (kliknij)

Najbardziej zszokował mnie jej wpis o tym, jak ludzie reagowali, widząc ją ze swoimi dziećmi na spacerze.Agata nie chodzi normalnie, tylko lekko utyka czy jak napisała: zatacza się.Jej mowa jest, jak ona to określiła"pijacka".Ludzie myślą, że jest pijana i do tego z dwójką dzieci.Jedna kobieta jej przygadała, że "szok i wstyd".
Nie skomentuję tego. 
Jest to niewiedza ludzi o tej chorobie. Poza tym większość ludzi  przyznaje sobie prawo do wydawania pochopnych opinii na czyjś temat.I przez to krzywdzi i rani!


Leki, które są w stanie jedynie powstrzymać rozwój choroby i przysługują chorym na SM w Polsce, na nią już nie działają.Taka diagnoza to jak wyrok. 
Te, które jej są w stanie pomóc, nie są refundowane w Polsce.
Zagranicą tak.Koszt takiego leczenia to 8 tysięcy miesięcznie.Leczenie musi zacząć praktycznie od zaraz.
Nie stać ją na to.

Aby jej pomóc,wystarczy, że wypełniając PIT-y za 2012 r. w odpowiednim miejscu wpiszemy:

Nazwa OPP: Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego
KRS: 0000083356
Cel szczegółowy 1%: Agata Długokęcka


Lub po prostu przekażmy darowiznę na specjalnie utworzone na ten cel konto i  poinformujmy też innych, naszych znajomych i  rodzinę.


Tak jak napisał, ktoś na blogu, wystarczy, że znajdzie się choćby 400 osób wpłacających miesięcznie 20 zł, czy 800 po 10 zł, a  koszt miesięcznego leczenia zostanie pokryty....

czwartek, 10 stycznia 2013

Książeczki dla najmłodszych.Część II.

W kolejnej części polecanych przeze mnie i "przetestowanych" przez moje dzieci książeczek, napiszę o tych dźwiękowych.
Pierwszą, tzw. piszczka-kaczuszkę zakupiłam córce, gdy miała 6 miesięcy. Nawet ma kilka zdjęć w ręku z ową książeczką, ponieważ bardzo ją lubiła. Podejrzewam,że chodziło o samą kaczuszkę, ale kto wie?Generalnie kaczki, pluszowe czy gumowe, były ulubionymi zabawkami mojej córki.Obrazki w środku są ładne, kolorowe.Po otwarciu pierwszej strony i kolejnych pojawia się atrakcyjne dla maluszka okienko.Tak.Okienko przypadło jej też, jak pamiętam, do gustu.Zakup bajeczki był strzałem w 10-tkę.Z kolei, synek nie jest niestety książeczką zainteresowany.Ale o gustach się nie dyskutuje;) Toż to przecież chłopak.Może, gdyby był słoń zamiast żółtej kaczuszki, to zainteresowanie byłoby większe?


Drugą rozchwytywaną książeczką dźwiękową były i nawet od czasu do czasu są, "Pojazdy".Wydaje się,że chłopcom bardziej przypadają do gustu. Niekoniecznie.Majka zachwyciła się nią mając około roczku i tak zostało.Dźwięki, które słyszymy przez naciśnięcie odpowiedniego guziczka, są zbliżone do dźwięków prawdziwych pojazdów.Kolorowe ilustracje oraz krótkie, proste wierszyki zakończone onomatopeją np. dryń, dryń, w przypadku dzwonka umieszczonego na kierownicy, roweru wpadają w ucho i nie są nudne.



Podobną książeczką są też pojazdy, ale tytuł jej brzmi "Hałaśliwe pojazdy".Nasz maluch odnajdzie tu wóz strażacki, lokomotywę, małe żółte autko, traktor...
Generalnie, książeczka była czytana i słuchana wiele razy.Uwielbiana.Jak widać, przy zakupie, nie ma co się sugerować ogólnie przyjętymi zasadami:samochody-chłopcy, królewny-dziewczynki.Mojej córce obie samochodowe bajki bardzo się podobały, mimo, że te z pojazdami są przeznaczone dla chłopców, jakby nie było.

 
Kolejnym hitem dźwiękowym były.."Owady".Ulubionym owadem był...komar i pszczółka, która była Mają:)


Nie namawiam do zakupu konkretnych pozycji. Chcę pokazać, że warto zakupić tego rodzaju dźwiękowe książeczki.Kształtują u dzieci pamięć słuchową, rozwijają mowę po przez wyrazy dźwiękonaśladowcze oraz uwrażliwiają na dźwięki.
Są to jedyne książeczki, nad którymi, mój, niespełna 8 miesięczny synek " się pochyli" i chwilę posłucha do tam w trawie albo kole piszczy.

środa, 9 stycznia 2013

Magiczne słowa

Magiczne słowa w naszym domu, które działają.

Liczę do trzech - mówi mama.
A córka biegiem do kąpieli  czy do zbierania porozrzucanych zabawek.Kiedy moje prośby zawodzą lub gdy dziecko moje jest totalnie zmęczone zabawą i nie ma ochoty na sprzątanie po sobie, to wówczas "liczenie do trzech" wkracza do akcji. Zastanawiałam się: jak to działa?Niewinne:Jeden, dwa, trzy.Nie brzmi strasznie.Nieprawdaż?A może jednak trochę.Nagrodę Nobla dla tego kto to wymyślił.Chyba byłby zbiorowy Nobel dla wszystkich rodziców:)

Podobnie ma się rzecz z  pytaniem: Kto pierwszy ?
Kto pierwszy do łazienki? Jedyne co działa rano, kiedy Majkę trzeba wyciągnąć z łóżka.
I nie tylko w tej sytuacji. Sprawdza się doskonale.Oczywiście najlepiej biega córka i zawsze jest pierwsza. To ją motywuje do kolejnych wygranych:)

Następnym razem
1.Niesamowite, te dwa słowa są jak dotknięcie zaczarowaną różdżką:)
   Córka mówi:Mamo, ja chcę różową bluzkę, a nie czerwoną. 
   Buzia w podkówkę.
  -Następnym razem dam Ci.
  -Dobrze, tylko pamiętaj o tym.

2.Córka mówi płaczliwym głosem - Mamo, zapomniałam zabrać rysunek z przedszkola. Namalowałam taki piękny i on był dla Ciebie.
Ja: Maju, następnym razem namalujesz drugi i wtedy pamiętaj, żeby go zabrać.

I wiele podobnych sytuacji można przytoczyć.Następnym razem w każdym przypadku wygrywa. Genialne.Nie wiem, czy to tylko na moją córkę tak działa?

Używacie tzw.magicznych słów albo gestów, które działają kojąco na Wasze dzieci, albo przywracają je do tzw. porządku?


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Książeczki dla najmłodszych.Początki.Część I.

Nie wszystkie najmłodsze maluchy, mam na myśli pół czy roczne dzieci, są zainteresowane książeczkami, czy chwilowym skupieniem uwagi na czymś co przypomina książeczkę i ma strony.
Całkiem niezłym, tak sobie myślę, pomysłem jest oswojenie dzieci  i wprowadzenie ich do tej książkowej krainy.Tak było w przypadku mojej, obecnie prawie 4-letniej, córki.A teraz próbuję zaszczepić "bakcyla" książkowego u mojego synka. U niego jest jakby ciut trudniej.Córka, w wieku 6 miesięcy miała swoje faworytki książeczkowe, wręcz były jej to ulubione "zabawki".O tym w II części posta.
Najpierw zacznę od szeleszczących i piszczących zabawek, przypominających bajeczki.

Książeczki do kąpieli.
Zna prawie każda mama.A tej mamie, która jeszcze się waha nad kupnem to polecam. Moja córka i teraz 7 miesięczny synek uwielbiają ją.Jest mięciutka, ma piszczek, który po lekkim naciśnięciu wydaje, miły dla ucha, dźwięk.Nasza ma sześć,  zaokrąglonych, bez ostrych końców, stron plus okładka.Ma kolorowe, związane z kąpielą obrazki - co dodatkowo zachęca dziecko do zabawy w wodzie, bo bohaterowie bajeczki tak robią:)Jak widać, jest lekko podniszczona, ale nadal spełnia swoje funkcje, a jej "zużycie" pokazuje jak chętnie dzieci moje się nią bawiły i bawią.




Książeczka plastykowa.
Tę wersję książeczki otrzymał synek od św. Mikołaja.Zabawka firmy Mattel czy jak kto woli Fisher Price.Tych zabawek nie będę reklamować, bo wiemy wszystkie jakiej dobrej są jakości.Według mnie jest super.Córka nawet czasem się nią bawi:)
Książeczka jest nie za duża, nie za mała, w sam raz.
Jest to książeczka dźwiękowa w wersji polsko-angielskiej, z sześcioma stronami.Otwierając pierwszą stroną, bardzo miły dla ucha, dźwięczny, dziecięcy głos czyta co jest napisane na stronie, po polsku i po angielsku.Dodatkowo, przesuwając górny czerwony z pieskiem suwaczek usłyszymy, że żółte słoneczko na obrazku to kółko - po polsku i angielsku lub czerwony trójkąt to łódka.Fioletowe pokrętło z boku  wygrywa muzyczkę i mówi co widzimy na obrazku, w przypadku zwierzątek, też wydaje ich odgłosy.
Dla mnie maksymalnie edukacyjna książeczka, strony nie do zniszczenia, kolorowe obrazki i dźwięki zajmą maluszka na dłuższą chwilę.





Książeczki z materiału.
Moja córka nie przepadała za nimi.Bardziej interesowały ją metki przy tych książeczkach. Za to synek je lubi, a zwłaszcza tę, z  pomarańczowymi frędzelkami.Są szeleszczące, miłe w dotyku, z lusterkiem, z frędzelkami i kolorowymi obrazkami.
My mamy takie jak poniżej na obrazkach.Niebieska, kupiona w jednym z hipermarketów, a druga w zwykłym, sklepie z zabawkami.


W kolejnym poście napiszę o prawdziwych książeczkach dźwiękowych i o tym czy moje dzieci je polubiły.

sobota, 5 stycznia 2013

Podział obowiązków... i co córka nauczyła się od taty?

Jak to było bez dzieci i  obecnie z dziećmi?
Bez dzieci - podział obowiązków domowych był wiadomy, ustalony, może nie na piśmie, ale był.Co kto i kiedy sprząta, kto prasuje, kto pierze, gotuje, robi zakupy itd.
W chwili pojawienia się naszego pierwszego dziecka, córeczki, nasz, a właściwie po części mój, system, upadł. Z  chwilą narodzin nowego członka rodziny, narodziły się również nowe role dla rodziców.Role w rodzinie przypadły nam same, ot tak po prostu.
Od początku zaangażowałam męża, a właściwie to on sam, do kąpieli córeczki.Wykąpał dzidziusia pierwszy raz, drugi i tak zostało, aż do przyjścia na świat naszej drugiej pociechy. Ja przejęłam kąpanie córki, a tata wziął się za nowonarodzonego.Wszakże ma w  tym doświadczenie.
I teraz jest tak co wieczór.
Już mnie nie woła na ratunek, gdy pielucha dziecka mu zaśmierdnie.Po prostu przebiera. Czasem mruknie coś pod nosem do siebie czy  do synka w stylu: mógłbyś robić mniej śmierdzące...i takie tam.
Jest dobrze. Przyłapałam się jedynie na tym, że w weekend to ja łapię za garnek i gotuję. Nie daję wykazać się mojej drugiej połowie.

Patrząc na to z innej strony. W tym czasie tata ma więcej czasu dla swoich pociech, które widuje wieczorami po pracy.Jest dużo plusów.


Czego tata nauczył córkę? 
Wiele rzeczy. Między innymi:

1.Od dwóch lat Majka sprytnie i biegle obsługuje komputer w zakresie: biegła obsługa myszki, trochę klawiatury, przełączanie między okienkami, gry dla dzieci:)
2.Jazdy na rowerze. Tata i córka dzielnie wychodzili na spacery rowerowe.
3.Tata nauczył córkę grać w warcaby.Rzadko daje jej  fory.Czasem remisują. Kiedy pytam się dlaczego nie dajesz jej wygrać? On odpowiada: niech się nauczy przegrywać, a nie tylko wygrywać.

Mama ma inaczej.Ja jej daję wygrywać - przeważnie, ponieważ Majka bardzo emocjonalnie podchodzi do gier i rywalizacji. Jak to dzieci.


4.Chwili wyciszenia. Wtedy, kiedy Tata zmęczony, a córka włazi na głowę i bryka, jedyną deską ratunku pozostaje: wypatrywanie tzw. krokodyla z kosmosu.To działa. Leżą obok siebie i patrzą w sufit czyli ich kosmos. Tata ma okazje odsapnąć, a córka z zaciekawieniem "obserwuje" gdzie ten krokodyl...I zawsze się znajduje.Majka potrafi go wypatrzeć, tak jak wypatrzyła św. Mikołaja na saniach zaprzęgniętych w renifery.Dziecięca wyobraźnie nie zna granic.
5.Oglądanie razem TV w racjonalny  sposób - komentowanie co jest na ekranie.Tata nie ogląda bajek, a na przykład Discovery.Majka dowidujea się, przy okazji, jak budują ludzie statki i samochody.
6.Tata nauczył córkę pompek:)Za pierwszym razem się udało.
7.W sytuacjach kryzysowych:upadki, uderzenia się o przedmioty martwe, gorączka i inne - Tata z zimną krwią potrafi uspokoić, przeanalizować sytuację pełnego spokoju stoickim głosem i racjonalnie wytłumaczyć co jak i dlaczego.Działa.
I to podejście wprowadza emocjonalną równowagę.






środa, 2 stycznia 2013

Rocznica poznania się.Osiem lat minęło!


Dokładnie dzisiaj minęło osiem lat, kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się, tzn.ja i mój, wtedy jeszcze nie, mąż.
Pamiętam dokładnie ten dzień. Było bez fajerwerków. Zwyczajnie.
Od początku. Moja sprytna siostra znalazła przez przypadek jakiegoś gościa przez jeden z komunikatorów. I mówi do mnie: Zobacz, on jest fajny. I obejrzałyśmy zdjęcie. Nie, nie chcę poznawać żadnego faceta przez internet. Nigdy.
W ciemno? Nie. Zgódź się - prosiła. I się zgodziłam - co się nie robi dla młodszej siostry?:)
Wróciłam z mojego rodzinnego domu do stolicy i umówiłam się na spotkanie w jednej z kawiarni. Od razu zaznaczyłam, że jestem zmęczona po podróży i ma nie mam dużo czasu. Oschle potraktowałam "jegomościa".
I tak się zaczęło. Potem spotykaliśmy się często. Rozumieliśmy się jak dwie połówki, bez słów. Mieliśmy dużo wspólnych tematów do rozmowy. Właściwie to tematy same się pojawiały. Nic nie było na siłę. Od początku czułam się swobodnie w jego towarzystwie, bez udawania i chęci przypodobania. Tak normalnie.
Po  niecałych trzech latach były oświadczyny.Następnie, w tempie błyskawicznym, bo po sześciu miesiącach ślub i wesele.
Na półmetku naszej znajomości zostaliśmy pierwszy raz rodzicami. Urodziłam córkę.
A siedem i pół miesiąca temu powitaliśmy na świecie naszą kolejną latorośl - synka.
Nasze małżeństwo nie jest idealne i dobrze mi z tym. Znamy siebie już na tyle dobrze, że nie mamy cichych dni. Problemy - ważne, lub te mniej, rozwiązujemy na bieżąco. Kocham męża za to, że jest m.in.wyrozumiały, cierpliwy, spokojny, zrównoważony, tolerancyjny i życiowy. Wspiera mnie, nie dając bezsensownych rad. Ma trafne spostrzeżenia i wyjątkowe poczucie humoru. Przy nim zawsze mogę być sobą. Gdy pokazuję pazura albo czasem pozrzędzę to zniesie moje humory.


Ja - szybka, towarzyska ekscentryczka - on przeciwnie. Pewnie dlatego przeciwieństwa potrafią żyć ze sobą, bo się uzupełniają i odkrywają wciąż siebie na nowo.

Polecam świetną, zresztą nie musze jej reklamować, bo zbiera same bardzo dobre opinie,  publikację  Niwińskiego MY- czyli jak być razem ( kliknij).

Książka „MY” mówi o związkach, o tym, jak je tworzyć i pielęgnować. Wyjaśnia, na czym polegają te udane, jakie są ich dobre i złe strony oraz jak warto w takim związku postępować. Traktuje również o miłości, przyjaźni i zasadach współżycia z ludźmi: jak zgodnie, a jednocześnie asertywnie i z poczuciem własnego prawa do samorealizacji współdziałać z innymi.

Tadeusz Niwiński jest jednym z pierwszych propagatorów wiedzy o sukcesie życiowym w Polsce. Jest autorem książek z zakresu rozwoju osobowości: JA, TY, MY, Elementarz życia, Kluby sukcesu TeTa w XXI wieku. Wiedzę na temat szczęśliwego, mądrego i spełnionego życia zebrał pod hasłem System TeTa. System TeTa obejmuje siedem ogniw: Zrozumienie, Siłę, Odporność, Celowość, Skuteczność, Autorytet i Radość. Wiedzę tę przekazuje w swoich książkach oraz na kursach własnego autorstwa.

Tadeusz Niwiński zaczął prowadzić warsztaty i kursy w Polsce w 1992 roku. Kursy Systemu TeTa są jednym z najlepszych sposobów popularyzowania wiedzy na temat samouznania. Nie stanowią terapii, ale skuteczną formę inspiracji do zastanowienia się nad własnym życiem, do podjęcia działań w kierunku samorozwoju i poprawy jakości własnego życia. Są okazją do niezwykłych przeżyć w atmosferze ciepła i otwartości. Uczą odpowiedzialności za swoje życie.


wtorek, 1 stycznia 2013

W kościele i po kościele.Spotkania.

Dzisiaj Majka się zaparła, że koniecznie musi jechać do kościoła, bo chce zobaczyć szopkę.Mimo, mojego słabego samopoczucia, kaszlu i skrzeczącego głosu dałam się namówić. Rankiem, mężu, jak to ma ostatnio w zwyczaju w dni wolne od pracy, wychodzi na spacer z Hubciem i Majką. Dzisiaj wrócili wyjątkowo szybko, bo Maja musi jechać do kościoła!
No dobrze.Pojechałyśmy.Maja, klękając przed szopką, wrzuciła pieniążka Aniołkowi, który kiwnął główką w ramach podziękowania.Po czym zaczęła zadawać mi znów masę pytań: mamo, dlaczego tam jest osioł, no, obok Pana Jezusa?dlaczego tam są owieczki? dlaczego Pan Jezusek nie ma łóżeczka? i inne ..dlaczego?
Chwilę potem wyszłyśmy z kościoła.Wtedy pomyślałam sobie, że może podjedziemy do innego, oddalonego kilka kilometrów.Majka zobaczy inną szopkę.A potem do domu.
Zajechałyśmy na miejsce.Akurat było chwilę po mszy.Kilkoro osób jeszcze zostało w ławkach kościelnych.Poszłyśmy szukać Pana Jezusa na sianku. Jest.Szopka druga "zaliczona".No to wracamy do domu. Ale nie, Majka mówi: Mamo, chodź usiądziemy sobie chwilę.I tak chwilkę siedziałyśmy.Miałam czas poobserwować wokół.Było może.. garstka ludzi, ale mojej uwadze nie uszła starsza kobiecina, powiem może 80-kilkuletnia. Siedziała sama w ławce.I tak jakoś żal mi się jej zrobiło przez chwilę.
Również brudna i marnie wyglądająca cyganka z brudną dziewczynką około 3 letnią, siedziała przy drzwiach kościoła.Nagle dziecko wstało i zaczęło w skarpetkach biegać po kościele.
Wstałyśmy.Pytam się cyganki: nie ma pani butów dla dziecka? 
- Mam, mam jakieś..
- Co pani potrzebuje? może coś dla dziecka?
- Pani , mąkę, olej, jakby mi pani dała...dla dziecka też jak, ma pani
- Będzie pani za tydzień o tej godzinie?-pytam się cyganki.
- Będę..

I wiecie co, mnie zdziwiło, że nie chciała ode mnie pieniędzy, kiedy zapytałam się co  potrzebuje.
Wsiadamy do samochodu, a tu nagle kobiecina z kościoła woła, prosząc: poda mi pani rękę?oblodzony krawężnik...
Faktycznie, my musiałyśmy zrobić duży krok.
Podałam.
- Zawiezie mnie pani do...(i podała nazwę ulicy gdzie)? nogi mam skostniałe od zimna, a na autobus trzeba czekać długo..
- To niech pani wsiada -  i wpakowała mi się do samochodu.
W drodze pytam się jej:Dlaczego pani tak daleko do kościoła jeździ, przecież ma pani kościół tuż obok swojego domu?
- Pani kochana, ja tu się wychowałam, tu moje dzieciństwo, tu do kościoła cały czas chodziłam, tu mieszkałam w dzieciństwie, a tamten kościół to nie to samo...
Dalej się pytam: Ma Pani dzieci?
-Ano mam złociutka, wychowałam trzech synów i  tu mieszkają
- To dlaczego żaden z nich pani nie podwiezie czy odwiezie do kościoła zwłaszcza w zimę
- Mają swoje rodziny, dzieci, nie mają na takie rzeczy czasu, pani...

I tu przez sekundę naszła mnie smutna refleksja. Jeśli to prawda, to dlaczego tak się dzieje, że dzieci nie mają czasu dla swoich rodziców?? są tak zajęci sobą i swoimi rodzinami?
Albo kobiecina nie chce im zaprzątać głowy swoimi sprawami??
Czy moje dzieci będą się interesować moim życiem, jak będę babcią w  podeszłym wieku. Pewnie nie będę chciała im głowy zawracać, ale mimo to czy będą??

Jeszcze trochę porozmawiałyśmy, jaką to dostała pracę i od razu wtedy przydzielili jej mieszkanie, w którym do tej pory mieszka.Zajechałyśmy na miejsce.Wysiadła.
I wróciłyśmy do domu.


 -


Jaki będzie rok 2013?

Oby Rok 2013 był jak najlepszy, nie gorszy od poprzedniego! 
Szczęśliwego Nowego Roku 2013! Jak najmniej trosk i zmartwień, a jak najwięcej uśmiechu, radości i pogody ducha, dużo zdrowia, spełnienia w życiu zawodowym, spełnienia marzeń i pomysłów i żeby nie zabrakło nam odwagi  w ich realizacji, tego życzę  Wam i Waszym  rodzinom!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Pink Transparent Star