czwartek, 31 lipca 2014

Nasze dziecko zaginęło. Zginęło mi w szkole. Zginęło w przedszkolu.

Czy Twoje dziecko będzie uczęszczało do przedszkola, albo do szkoły? Albo już jest przedszkolakiem? Może uczniem?

Czasem słyszymy od naszego dziecka; mamo zginęło mi w przedszkolu.
Hmm, jeśli znalazca będzie wiedział do kogo  należy "zguba" na pewno zwróci do właściciela.

Wychowawczynie, nauczycielki  proszą, aby podpisywać rzeczy osobiste swojego dziecka (oczywiście  w miarę możliwości): ubranka, pościel, poszewki na pościel, ręczniki, szczoteczkę do zębów itd. Z doświadczenia wiem, że większość rodziców  tego nie robi lub robi częściowo.

Takim sposobem,  moja Maja zagubiła w przedszkolu kilka drobiazgów. 
Podczas krótkiej edukacji żłobkowej mojego synka, w ubiegłym roku, przepadło, zginęło, pomieszało się z innymi, sporo jego ubranek. A butelkę do mleka codziennie odbierałam ... ale innego dziecka itd. Przykładów można mnożyć.

Poza tym, ile razy słyszymy w mediach, że dziecko zgubiło rodziców lub nasze dziecko zaginęło? 

No tak, powiesz, mi to się na pewno nie zdarzy. Ja pilnuję moje dziecko, nie to co Ci inni lekkomyślni rodzice. 

Ostatnio, podczas zabawy z innymi dziećmi na placu zabaw, moi znajomi, stracili z oczu dziecko. To była sekunda nieuwagi. Odnaleźli po około 30 minutach. Chłopczyk czteroletni, całe szczęście znał drogę do domu i wrócił sam zapłakany.

To wyobraźcie sobie, co teraz się dzieje na przykład na zatłoczonej plaży lub podczas festynów, przedstawień dla dzieci itd?

Rodzice muszą "mieć oczy" non stop dookoła głowy.

I tu z pomocą przychodzą spersonalizowane etykiety czy spersonalizowane naprasowanki dla dzieci.



Pochodzenia szwajcarskiego, firma Stickerkid 

stworzyła niebanalne, wytrzymałe na działanie czynników zewnętrznych tj., działanie mikrofali, prania w 60 stopniach w pralce czy zmywarce, naklejki na przedmioty osobiste i naprasowanki na odzież.

Produkt wydał mi się na tyle ciekawy i niszowy, że chętnie zgodziłam się na jego wypróbowanie, głównie z myślą o innych rodzicach.
Jako, że mam w domu Maję - przedszkolaka, zaczęłyśmy testowanie. 
Przetestowałam z córką taki oto zestaw:


 
Etykiety naprasowane na ubranie wytrzymały pranie trzykrotne w 60 stopniach! Producent twierdzi , że taka naprasowanka może wytrzymać nawet do 45 prań w 60 stopniach. Jeżeli chcemy się jej pozbyć naprasowujemy żelazkiem.

Plastykowe pojemniczki, często w których, Maja coś nosi do przedszkola były wielokrotnie prane w zmywarce i ani drgnęły. Dzięki oznaczeniu pojemnika, bez problemu panie w przedszkolu mogły zlokalizować właściciela pojemnika.


Jeśli kupuję coś dla Mai, to biorę to podwójnie i na odwrót. Brat  musi mieć to samo co Maja. Pozostaje mi szybki podpis - czyli ciach naklejka na butelce. Też  rozwiązanie. Zamiast szukać niezmywalnego pisaka, którego nie mam w domu.





Warto wspomnieć, że przy wyborze interesującego nas zestawu, a w następnej kolejności naklejki spersonalizowanej, możemy wybrać sobie: czcionkę,  kolor napisu, logo czy tła naklejki.
Chciałam się czegoś przyczepić, doczepić, ale nie specjalnie mi się to udało. Szwajcarska jakość i precyzja, po prostu.

Na stronie stickerkid.pl wypatrzyłam ciekawy produkt, którego nie testowałyśmy, ale wspomnę.
Opaska na rękę dla dziecka. Genialna sprawa.




Tak jak pisałam, idealna w lecie, kiedy wyjeżdżamy nad jezioro, nad morze, gdziekolwiek, gdzie są tabuny turystów i o zniknięcie naszej pociechy nietrudno. Wpisujemy na opasce, co chcemy i co wydaje nam się ważne w przypadku, nie daj Boże, zniknięcia naszej latorośli, na przykład: numer telefonu rodziców, imię dziecka.

Biorąc pod uwagę jakość wykonania i długi okres użytkowania etykiet czy naklejek Stickerkid, cena, która na początku może wydawać się wygórowana, jest adekwatna  do produktu , jaki oferuje producent.

A na koniec niespodzianka!
Dla zainteresowanych Czytelników mojego bloga czyli obserwatorów Google + lub fanów mojej strony na FBfirma Stickerkid przyznaje 10% rabatu na dowolny zestaw. Wystarczy podać w trakcie zakupu kod rabatowy: MAMAJAGA i 10% rabatu przyznane.
A zatem, kliknij w baner poniżej lub baner Stickerkid po prawej stronie, a zostaniesz przekierowany na stronę Stickerkid.

http://www.stickerkid.pl/pl_pl/







wtorek, 29 lipca 2014

Ojciec zapomina

Zanim zaczniecie strofować swoje dzieci i pouczać, przeczytajcie poniżej klasyczne już amerykańskie opowiadanie Ojciec zapomina, autorstwa W.Livingstone Larned. Obowiązkowa lektura dla każdego rodzica.


Przeczytaj, warto.

Posłuchaj, synu! Mówię do ciebie, kiedy śpisz, z małą łapką skurczoną pod policzkiem i jasnymi lokami przyklejonymi do wilgotnego czoła. Przyszedłem do twojego pokoju z własnej woli. Kilka minut temu, kiedy czytałem w bibliotece gazetę, przetoczyła się przeze mnie dusząca fala wyrzutów sumienia. W poczuciu winy stoję przy twym łóżku.

Oto, co myślałem, synu. Byłem dla ciebie ciężarem. Zrugałem cię, kiedy szykowałeś się do szkoły, ponieważ ledwie przetarłeś twarz ręcznikiem. Kazałem ci prosić o pozwolenie, byś nie musiał czyścić butów. Krzyknąłem ze złością, gdy upuściłeś coś na podłogę.

Przy śniadaniu też wytknąłem ci błąd. Rozlałeś coś. Pospiesznie przełykałeś jedzenie. Zbyt grubo posmarowałeś chleb masłem. A potem, kiedy zacząłeś się bawić, a ja szykowałem się do wyjścia, odwróciłeś się i krzyknąłeś: „Do widzenia, tato!” Spojrzałem na ciebie spod oka i w odpowiedzi powiedziałem jedynie: „Nie garb się!”.

Wszystko zaczęło się od nowa późnym popołudniem. Zobaczyłem cię już na drodze. Na klęczkach grałeś w kulki. Miałeś dziurawe skarpety. Upokorzyłem cię przy twoich kolegach, każąc ci maszerować przed sobą do domu. Skarpetki były drogie — gdybyś sam musiał je kupić, bardziej byś o nie dbał! Wyobraź sobie synu, tak pomyślałem.

Czy pamiętasz, jak później, kiedy czytałem w bibliotece, wszedłeś nieśmiało, z wyrazem bólu w oczach? Kiedy spojrzałem znad gazety, stałeś w drzwiach wahając się, czy wejść. „Czego znów chcesz?” — warknąłem.
Nie odpowiedziałeś, tylko przebiegłeś przez pokój jak burza i zarzuciłeś mi ręce na szyję, i pocałowałeś mnie, i twoje małe rączki zacisnęły się z uczuciem, które Bóg zaszczepił w twoim sercu i którego nie zabije nawet moje zaniedbanie. A potem już cię nie było — twoje nóżki tupały na schodach.

Tak, synu, wkrótce potem gazeta wysunęła mi się z rąk i chwycił mnie okropny, chorobliwy strach. Cóż za nałóg mną owładnął? Nałóg wynajdywania błędów i dawania reprymend — tak jakbym zapomniał, że jesteś tylko chłopcem. Ale nie dlatego, że cię nie kocham.  To dlatego, że zbyt wiele od Ciebie wymagałem. Oceniałem cię na miarę moich własnych lat.

A tyle było w twoim zachowaniu prawdy, dobra i delikatności. Twoje serce jest tak wielkie jak brzask nad wzgórzami. Było to widać, kiedy wbiegłeś, by spontanicznie pocałować mnie na dobranoc. Nic więcej nie liczy się tej nocy, synu. Przyszedłem pod osłoną ciemności do twojej sypialni i klęczę tu zawstydzony!

To kiepska pokuta. Wiem, że nie zrozumiałbyś tego wszystkiego, gdybym mówił do ciebie za dnia, kiedy nie śpisz. Ale jutro będę prawdziwym tatą! Będę twoim kumplem i będę płakać, gdy ty płaczesz, i śmiać się, gdy ty się śmiejesz. Ugryzę się w język, kiedy przyjdą słowa zniecierpliwienia. Będę wciąż sobie powtarzał jak zaklęcie: „On jest tylko chłopcem, małym chłopcem!” .

Chciałem widzieć w tobie mężczyznę. A jednak teraz, kiedy skulony śpisz na swym posłaniu, widzę, synu, że jesteś wciąż dzieckiem. Jeszcze wczoraj tuliła cię matka, trzymałeś głowę na jej ramieniu. Żądałem zbyt wiele, zbyt wiele.”

Zamiast potępiać ludzi spróbujmy ich zrozumieć. Zastanówmy się, dlaczego robią to, co robią. To o wiele korzystniejsze i bardziej intrygujące niż krytykowanie. To rodzi sympatię, tolerancję i uprzejmość. „Wiedzieć wszystko to wszystko wybaczyć.”

Jak powiedział dr Johnson: „Sam Bóg, proszę pana, nie każe sądzić człowieka aż do końca jego dni.”

Dlaczegóż więc ty czy ja mielibyśmy go sądzić?

poniedziałek, 28 lipca 2014

Gdybym mogła od nowa wychować dziecko

Gdybym mogła od nowa wychować dziecko, to:



Częściej używałabym palca do malowania, a rzadziej do wytykania.
Mniej bym upominała, a bardziej dbała o bliski kontakt.
Zamiast stale patrzeć na zegarek, patrzyłabym na to, co robi.
Wiedziałabym mniej, lecz za to umiałabym okazać troskę.
Robilibyśmy więcej  wycieczek i puszczali więcej latawców.
Przestałabym odgrywać poważną, a zaczęła poważnie się bawić.
Przebiegłabym więcej pól i obejrzałabym więcej gwiazd.
Rzadziej bym szarpała, a częściej przytulała.
Rzadziej byłabym nieugięta, a częściej wspierała.
Budowałbym najpierw poczucie własnej wartości, a dopiero potem dom.

Nie uczyłabym zamiłowania do władzy, lecz potęgi miłości.

Podpisuję się pod tym, a  zainspirowała mnie  Diane Loomans

piątek, 25 lipca 2014

Mamo, nudzi mi się.

Ostatnio słyszę od mojej córki (pewnie gdzieś to podchwyciła): Mamo, nudzi mi się. 
I bardzo dobrze moje dziecko! - odpowiadam. 
Nie wiem czy dobrze czy źle odpowiadam. Tak po prostu. 
Wtedy widzę córki oczy pełne zdziwienia: Jak to? bardzo dobrze? Nie zorganizujesz mi czasu? - jakby chciała powiedzieć.

Nuda jest świetnym początkiem na pobudzenie kreatywności.


Nie włączam telewizji [w stylu: to puszczę Ci bajkę], nie narzucam jej: to zrób to, czy tamto. Nie myślę gorączkowo, co by tu wymyśleć dla mojej córki? Szkoda przecież, żeby się tak nudziła. Niech zrobi coś konstruktywnego itd. Nie! Wyleczyłam się z tego.

A co tam! Majka ma już prawie sześć lat.We wrześniu idzie do zerówki. Niech coś wymyśli. I wymyśla, albo razem wymyślamy. Trochę jej coś podpowiem i już .... jest pomysł. Zazwyczaj są to tzw. robótki ręczne z papieru czy malowanie farbkami. Czasem pomaga mi  gotowaniu czy sprzątaniu.
Zostajemy w domu, albo Majka wychodzi na rower, na spacer.

Zajęcia dodatkowe

Kiedyś miałam poczucie, że muszę zorganizować dziecku czas, tzn zajęcia dodatkowe; angielski, taniec, balet,  wyjście na teatrzyk - przynajmniej raz w tygodniu, zajęcia plastyczne, pianino, żeby tylko się nie nudziła.
Pewnego razu, córka mi oznajmiła, że dziś nie chce jej się iść na balet, bo chce pobawić się w domu, a poza tym już nauczyła się tańczyć w balecie i narazie jej to wystarczy.


Jak to? Zajęcia opłacone. Jakiś kaprys mojej córki!?
Nie! Wtedy dotarło do mnie, że to przecież tylko dziecko i chce pobyć w domu, pobawić się. Odpuściłam. Wypisałam z zajęć dodatkowych.

Czas



Szkoda mi, że muszę, niestety ograniczać czasowo moje dzieci, kiedy mają ochotę dłużej się pobawić, bo:
  • jutro do przedszkola
  • musisz wcześnie wstać
  • już wybiła ta godzina. 
Wtedy mówię: już koniec zabawy, a w  oczach mojego dziecka widzę błagalne: Mamo jeszcze chwilę.

Ograniczeniem czasowym typu: już koniec, bo musimy wychodzić, bo do szkoły, bo do przedszkola, bo nie ma czasu i inne "bo" zabija się kreatywność u dziecka. Tempo życia obecnie jest dla mnie za szybkie.

Kiedyś, moje pokolenie, żyło wolniej, spokojniej. Teraz wszędzie, mam wrażenie pędzimy i wiecznie nie mamy czasu na nic. Ja nie mam czasu. Za dużo priorytetów, nawyków, ważnych rzeczy, które... wydają mi się, że są ważne.

Łapię się na tym, że niekiedy nawet nie mam czasu wyjść z dziećmi na spacer. Zawsze znajdzie się jakieś "ale". A dzieci powinny obcować jak najwięcej z przyrodą, biegać po podwórku, jeździć na rowerze. Generalnie jak najwięcej zabawy na świeżym powietrzu.
I tu Ilonko dziekuję ci za wspaniałą inicjatywę, do której przyłączam się!



poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozmówki córki

Bohaterem dzisiejszego postu zostanie również mój 2 letni synek, który ma już gadane.



Dialog nr 1

Ja: Maju, prosiłam Cię, zabierz na swoje miejsce farbki, jak już nimi nie malujesz.
Córka: Mamo, teraz zajmuję się czymś innym, jak widzisz. Wszystko w swoim czasie.

Odpowiedziała mi rezolutnie moja córka.

Dialog nr 2

Hubertowi chyba spodobała się koleżanka Mai z przedszkola - Noemi.
I następnego dnia, zaraz po przebudzeniu w kółko powtarza Emi, Emi..
Ja: Noemi chyba?
Synek: Tak! Emi!
Ja: Koleżanka Mai..( i nie skończyłam zdania..)
Synek: Moja, moja!
Ja: Twoja Koleżanka? Nie Mai?
Synek: Nie. Moja, moja Emi.

Aha.

Dialog nr 3

Dzieci się bawią. Nagle Brat celowo, nie zdając sobie do końca chyba sprawy z tego co robi, uderzył klockiem Siostrę.

Mama: Przeproś siostrę.
Brat: pszepszaszam - mówi potulnie.
Siostra: Nie wybaczam! za dużo krzywd mi zrobiłeś dzisiaj. Nie!!!
Brat: Majo, Majo, pszepszaszam. I przytulił siostrę mocno.

Wszystko zostało wybaczone, aż do następnego razu..

Dialog nr 4

Córka po powrocie z przedszkola  - do mnie:

- Mamo, mam nowego przyjaciela!
- O, a  kto nim został?
- Patryk
- O, a jak to się stało?!
- Zrobiłam mu chłopięcy pierścionek. I teraz mnie bardzo lubi.
- A jak zrobiłaś ten pierścionek?
- Z papieru. Powiedział mi co chce i tak zrobiłam. Robiłam dziś  pierścionki dla prawie wszystkich dzieci (i tu poleciały imiona). Będę je może sprzedawać, to zarobię trochę pieniędzy.
- Sprzedawać? Pierścionki z papieru?
- No tak.. no wiesz, na niby.

No proszę , moja kreatywna córka, potrafi zaskarbić sobie inne dzieci pierścionkami.


piątek, 18 lipca 2014

Składam pozew rozwodowy w przyszłym tygodniu

Nad podjęciem tego tematu zastanawiałam się dosyć długo. Przecież, z założenia tematyka mojego bloga nie taka miała być. Miało być różowo, przyjemnie i pozytywnie. Takie blogi "lekko" i dobrze się czyta.
Generalnie, wolę szukać tych pozytywnych stron życia, niż na odwrót. Jestem optymistką. Chcę nią pozostać. Takim ludziom podobno łatwiej przechodzi się przez życie.
Dotychczas poruszałam na moim blogu tematy z pozoru na neutralnym gruncie, pozytywne, chwilami błahe. 
Czasem wydaje nam się, że temat jest beznadziejny, ale ja zawsze staram się wyszukać ten pozytywny aspekt całej sprawy. Przecież oto chodzi w życiu! Wychodzę z założenia, że nie ma nic złego co by na dobre nie wyszło.

Jaka może być reakcja osoby, która  słyszy: składam pozew rozwodowy.
- Co? Ale jak? Dlaczego? Może się jeszcze dogadacie. Szkoda by było. 


Ostatnio ten temat ciągle pojawia się w mojej głowie.
Jakiś czas temu przeczytałam u Ani z Zielonego Wzgórza, że już koniec jej małżeństwa, mąż odszedł. Pamiętam, jak pisała, że nie układa się między nimi i potrzebuje pomocy.
Pamiętam, jak Zwyczajna mama, walczyła o swoje małżeństwo.  I udało się.
Przeżyłam osobiście rozwód bliskiej mi osoby, w mojej rodzinie. 

Dlaczego  ludzie się rozchodzą? Powodów jest wiele. Każdy przypadek indywidualny.

Składam pozew rozwodowy w przyszłym tygodniu - usłyszałam to zdanie od mojej  koleżanki, Ani i zamurowało mnie. 

Wyjaśniła mi dlaczego. Decyzja podjęta po terapii małżeńskiej. Tak, podejmowali próbę ratowania małżeństwa. Nie wyszło. Nie udało się. Terapeutka wyraziła swoje zdanie: lepiej się rozstać, niż unieszczęśliwiać się nawzajem.

Okazało się, że Ania już przed ślubem miała wątpliwości. No, ale wcześniej byli tak długo razem i było im dobrze. Po ślubie będzie lepiej. Będąc wreszcie małżeństwem kupili na kredyt wspólne mieszkanie. Urządzili je. I wspólne tematy się skończyły. Niecałe trzy lata małżeństwa. Niby razem, a oddzielnie. 

Gdy Ania wyjeżdżała, cieszyła się  ztego powodu i nie tęskniła za mężem. Nie mieli wspólnych tematów do rozmowy. Każdy sobie. Przy oddzielnych laptopach, w ciszy. On nie zna nawet jej zainteresowań. Tyle lat! Nigdy o nic jej nie pytał, nie interesował się jej życiem, jej pracą itd. Nawet muzyki nie słuchali razem. Mają kompletnie inne zainteresowania, nie tylko te muzyczne.

Pytam; jak to możliwe, że byliście tyle lat razem? Tematy wspólne były, bo: była szkoła, ślub,  urządzanie mieszkania itp.
Nie mają dziecka. I bardzo dobrze. Przecież to dziecko najbardziej cierpi podczas rozwodu rodziców. 
Dobrze, że się rozchodzą. Jest szansa, że za jakiś czas, jedno z nich znajdzie tą właściwą przysłowiową połówkę. 

W związku jest się po to, aby być szczęśliwym, a nie unieszczęśliwiać się nawzajem.

Taka decyzja -  decyzja o rozstaniu dwojga ludzi, ich świadoma, obopólna, według mnie, świadczy o wzajemnym szacunku i odpowiedzialności. Dają sobie szansę na znalezienie szczęścia w życiu, a nie tkwienie w beznadziejności. 
Dla ludzi, którzy patrzą na to wszystko z boku, wydaje się irracjonalne, a tak być nie musi.



czwartek, 17 lipca 2014

Czy kiwi uczula?

Czy kiwi uczula? 


Tak. Posiada bowiem silny alergen, który powoduje obrzęk, pokrzywkę, swędzenie, a nawet problemy z oddychaniem u osób uczulonych. Uwaga: dotyczyć to może nie tylko alergików. Znam osobiście jeden przypadek osoby dorosłej.

Wczoraj okazało się, że moja córka jest wybitnie uczulona na ten owoc. Nie, nie skosztowała ani odrobiny kiwi. Całe szczęście!

Przygotowując koktajl razem z dziećmi w przedszkolu, Mai przypadła rola krojenia kiwi. Po chwili dostała pokrzywki na rękach, nad i pod oczami, powieki jej spuchły jak balony, zaczęły ją boleć: oczy i głowa. Wystarczyło dotknięcie owocu. Objawy pogłębiały się z minuty na minutę. 

Wychowawczyni Mai, po konsultacji telefonicznej ze mną, wezwała natychmiast karetkę. Po około dwóch godzinach objawy same zaczęły znikać. W szpitalu jednak spędziłyśmy trochę czasu.

Tak silna reakcja osłabiła organizm Mai. Nie miała siły chodzić przez dłuższy czas po ustąpieniu objawów bolały ją oczy. Dopiero, po kąpieli i dokładnym oczyszczeniu solą fizjologiczną oczu, objawy całkiem zniknęły.

W szpitalu poinformowano nas, że reakcja alergiczna może, ale nie musi,  powtórzyć się w ciągu kilku  godzin. Tak się nie stało. Póki co, Maja dostała silny steryd, na wszelki wypadek.

To zdarzenie przypomniało mi, jak Maja, mając dwa latka, wzięła do ust mały kawałek kiwi i oddała mi go, bo jej nie smakował. Po jego skosztowaniu, na ustach dostała mało widocznej pokrzywki. Od tej pory nie próbowała nigdy kiwi, bo zwyczajnie nie chciała, twierdząc, że jej nie smakuje. Wynika z tego, że dzieci instynktownie wiedzą, co jest dla nich dobre, a co nie.

Okazuje się, że osoby uczulone na kiwi, bezwzględnie nie powinny spożywać sezamu, papryki i wyrobów na bazie mąki żytniej, ponieważ te produkty spożywcze posiadają ten sam rodzaj alergenu co kiwi.

Szczęście w nieszczęściu. Dzięki Bogu, nie zdążyła wypić koktajlu na bazie kiwi. Nie chcę myśleć, co mogłoby się wydarzyć.
Przed nami, kolejne testy alergiczne, tym razem pokarmowe.

niedziela, 13 lipca 2014

Święto Francji na Francuskiej i buszowanie w Parku Skaryszewskim

Dzisiaj było święto Francji w Warszawie, w ramach jutrzejszego święta we Francji. Zorganizowane przez Francuską Izbę Przemysłowo Handlową. Jak mogłam to przeoczyć? Miłośniczka kultury francuskiej. Nie przeoczył tego mój czujny mąż. Pojechaliśmy na Francuską całą rodziną.
- Mamo, gdzie jedziemy?
-Do Francji?-:) odpowiedziałam z przekąsem. Spodziewałam się chyba fajerwerków, masę atrakcji  dla dzieci. Może przyjechaliśmy za późno, a może niekoniecznie. 
O, to co mi się spodobało na wejściu. Parasole.


Było pełno stoisk, promujących swoje produkty pochodzenia francuskiego. Kolejki, tłumy, jak za komuny. Po lody. Po kawę. Po francuskie crêpes - naleśniki. Komercja, promocja itd. Rozczarowałam się i moje dzieci chyba też. Nie tak miało być.
Niby fajnie, ale nie do końca.
Na końcu ulicy promowały się francuskie auta. Moją uwagę przykuło to maleństwo. Taki czterokołowy, zabudowany motor, coś na wzór meleksu.



Dotarliśmy do Ronda Waszyngtona, a stamtąd to rzut beretem do parku Skaryszewskiego. Tam było fajnie. Przestrzeń i zieleń.

Święto Francji na wejściu do Parku Skaryszewskiego.

Moje dzieci gwiazdami- na czerwonym dywanie w CANNES:)



Idealna ścianka wspinaczkowa dla Mai:)



I plac zabaw zaliczony:)






Zmęczeni, wróciliśmy do domu. Do Parku Skaryszewskiego na pewno wrócimy nie raz.

sobota, 12 lipca 2014

Genialna zabawa dla każdego dziecka! Potrzebne pudełko.

Genialna, śmieszna  zabawa dla każdego dziecka. Gwarantuję, że zabawa jest przednia, dużo śmiechu i radości.

Nie masz chwilowo pomysłu na zabawę z dzieckiem? Wszystkie pomysły wyczerpane, jesteś zmęczona, a dzieci rozrabiają, nie słuchają się albo się nudzą? I nie wiesz jak je przywołać do porządku?

Jest pewien  sposób na to. Zabawa z podziurawionym pudełkiem.

Potrzebne niewielkie pudełko. Jakiekolwiek. 

Zrób w nim na przykład cztery czy pięć otworów. Z jednej strony większy, na Twoją rękę. My mieliśmy akurat gotowe pudełko do zabawy - po wafelkach do lodów. 



Włóż  z jednej strony rękę, jak do rękawa. Zabawa polega na pokazywaniu i chowaniu Twoich palców w otworach, tak, żeby dzieci nie zdążyły ich złapać.
Raz w pierwszy otwór, raz w trzeci itd. Dzieci są w pełnej gotowości. Obserwują,  chcą złapać... i albo im się udaje, albo nie. Nie ma znaczenia. Jest pełno śmiechu i emocji.
Polecam! Wypróbujcie. Na pewno się spodoba każdemu dziecku.

Dzieciom naprawdę niewiele potrzeba i nie ma potrzeby wydawania pieniędzy na kolejne drogie zabawki. Wychodzę z takiego założenia. 
Nie ma to jak prosta kreatywność. Ale o tych przemyśleniach podzielę się z Wami innym razem.

piątek, 4 lipca 2014

Na wczasy...tylko poza sezonem turystycznym.

Na wakacje wyjeżdżamy  poza tzw.sezonem turystycznym. W ubiegłym roku byliśmy nad morzem w kwietniu, a  tym roku  - w czerwcu.
Podczas tych dwóch tygodni pogoda spisała się na piątkę, z wyjątkiem trzech dni, kiedy potrzebowaliśmy, dzieci również, odpoczynku od plaży.
Na plaży, na deptaku, na promenadzie, w restauracjach luz, swoboda. Plaża kołobrzeska, prawie cała, dla nas. Nie było potrzeby, aby przesadnie pilnować dzieci i łazić za nimi krok w krok. Miałam je jak na dłoni i to z niemałej odległości, gdzie w sezonie lipiec-sierpień rodzice muszą mieć oczy dookoła głowy.
Cisza, spokój i szum morza.

Cała plaża należy do nas!

Budujemy zamek z fosą..

Wieczorem na kołobrzeskiej plaży wschodniej. Piasek cudowny...


Ten lód jest w sam raz dla mnie!


Widok na latarnię morską
Plaża wschodnia

Tuż obok latarni

Widok na część portu kołobrzeskiego

Wycieczkowy statek Pirat




W parku kołobrzeskim tzw. tunel miłości?

Tu i ówdzie, rodziny z dziećmi, widać, że miejscowi. Brzegiem, promenadą spacerują starsi ludzie, zwłaszcza Niemcy.
Nasza ulubiona restauracja i kawiarnia prawie pusta, kiedy w czasie wakacyjnym jest oblegana i gwarna.
Zaparkowanie samochodu niedaleko od plaży nie stanowiło problemu.
Same plusy! W taki sposób można wypocząć. Z dala od gwaru, korków i  tłumów turystów.Tylko poza sezonem turystycznym.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Pink Transparent Star